sobota, 23 marca 2013
epilog
W naszym życiu poznajemy wiele osób. Każda z nich czegoś nas uczy. Gdy coraz bardziej zbliżamy się do kogoś coraz trudniej przychodzi nam się z nim rozstać- to takie oczywiste,prawda?Zawsze myślałam,że ktoś u góry decyduje o tym czy dana osoba zagości w naszym życiu na dłużej czy tylko odegra w nim mały epizod.Teraz wiem,że to my możemy o tym decydować. To właśnie my możemy zatrzymać bliską nam osobę,ale czy kiedykolwiek próbujemy to robić? Zazwyczaj poddajemy się już na starcie ,bo przecież nasza duma nie pozwala nam na to.Nie lubimy zatrzymywać przy sobie osób pomimo tego ,iż nie wyobrażamy sobie życia bez nich. Czasem w naszym życiu pojawiają się osoby,które kochamy i które o nas walczą. Może ciężko nam się do tego przyznać,ale lubimy gdy ktoś o nas walczy. Druga osoba stara się,ale my i tak nie potrafimy a może nawet nie chcemy dać drugiej szansy.Nie wiem czy byłabym w stanie walczyć o miłość w sposób jaki robił to Cesc. Nie wiem czy byłabym w stanie to wszystko znieść. Nie wiem czy ktokolwiek byłby w stanie znieść sposób w jaki Go traktowałam. Twierdzenie ,iż człowieka docenia się dopiero po jego odejściu jest niezwykle prawdziwe. To właśnie wtedy,gdy Cesc powiedział,że wyjeżdża zrozumiałam,że powinnam dać nam szansę.Zastanawiałam się nad tym na prawdę bardzo długo. Właśnie dzisiaj przyszedł dzień,w którym Cesc po raz kolejny miał opuścić Barcelonę. Tym razem powodem jego wyjazdu z pewnością byłam ja. Fabregas już od kilku dni nie przychodził na treningi,czasem Gerard coś o nim wspomniał i właściwie tylko dzięki niemu wiedziałam,że dzisiaj wyjeżdża. Shakira codziennie do mnie dzwoniła lub przychodziła i godzinami mówiła o tym jak świetną parą tworzyłam razem z piłkarzem.Tym razem gdy do drzwi zadzwonił dzwonek od razu wiedziałam,że to właśnie Kolumbijka postanowiła mnie odwiedzić.
-Cześć Meredith. Jestem już o wiele starsza i zdecydowanie bardziej doświadczona więc posłuchaj mnie uważnie.-piosenkarka usiadła na kanapie spoglądając na mnie
-Nie Shak,to wszystko jest już dla mnie śmieszne.Ciągle mieszacie się w moje sprawy. Może pozwólcie mi wreszcie decydować o moim życiu. Mam dosyć ciągłych porad dotyczących mojego życia. Może jesteś bardziej doświadczona,ale z pewnością nie przeżyłaś tego co ja. Nigdy nie straciłaś dziecka i nie wiesz jak to jest ,gdy przez 2 lata myślisz,że osoba ,która była dla Ciebie wszystkim po prostu Cię zdradziła.Nie wiesz również jak to jest ,gdy zdrada okazała się być tylko zwykłą plotką. Po prostu tego nie wiesz,więc proszę nie mów mi co mam robić. - odparłam zdenerwowana
-Z pewnością nie wiem jak czułaś się w takich sytuacjach i wiem,że nie było Ci łatwo,ale wiem,że Cescowi też nie było lekko. Cesc starał się odzyskać Waszą miłość,ale Ty po prostu mu na to nie pozwoliłaś . Okłamujesz samą siebie. Mówisz,że nie chcesz ,aby był częścią Twojego życia,a teraz gdy zrozumiałaś ,że On może odejść po prostu nie wiesz co masz robić.Kochasz Go,ale nie przyznasz się do tego,bo gdybyś to zrobiła musiałabyś przyznać się do błędu ,a Ty nienawidzisz tego robić. -Shakira spojrzała na mnie ,a potem wyszła trzaskając przy tym drzwiami
W mojej głowie kłębiły się setki myśli. Co powinnam zrobić? Czy dać Cescowi po prostu odejść czy może próbować Go zatrzymać? Trudno jest zostawić za sobą naszą przeszłość,ale może czasem warto to zrobić,aby móc zacząć kolejny rozdział.Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu.Odebrałam i usłyszałam głos Alby.
-Mer mogę do Ciebie wpaść? Przyniosę coś do picia i pogadamy co? Pokłóciłem się z dziewczyną.-odparł Jordi
-Oczywiście,że możesz.Czekam,pa.-pożegnałam się i następnie odłożyłam słuchawkę.
Po chwili w moim mieszkaniu pojawił się Alba.Usiedliśmy na dywanie i zaczeliśmy nasza rozmowę.
-No więc opowiadaj . Co się stało?-uniosłam brwi w oczekiwaniu na odpowiedź
-Mer ja na prawdę nie wiem co robię źle. Znowu nam poszło o piłkę.Zawsze się o to kłócimy. Sophie uważa,że cały swój czas poświęcam na grę w piłkę ,a dla niej nie mam czasu.-Jordi spojrzał ku mnie
-Powinniście szczerze pogadać, Sophie ma prawo tak się czuć. Rozumiem ją. Gdy byłam z Cesciem też czułam jakby piłka była ważniejsza ode mnie. Musisz dać twojej dziewczynie do zrozumienia,że to właśnie ona jest dla Ciebie najważniejsza. Nie zmarnujcie tego co Was łączy .Pogadajcie,wszystko na pewno się ułoży.-uśmiechnęłam się delikatnie
-Spróbuję,dzięki. A Ty jak sobie z tym wszystkim radzisz?-chłopak po raz kolejny skierował wzrok na mnie
-Każdy mnie poucza.Mówi co mam robić,a ja jestem rozdarta . Po prostu nie wiem co mam robić. -oparłam głowę na jego ramieniu
-Mer jeśli Go kochasz to musisz Mu o tym powiedzieć. Cesc wyjeżdża za 3 godziny. Masz trochę czasu. Ja będę już spadał. Pogadam i przeproszę Sophie. Dziękuję za wszystko i pamiętaj,że niezależnie od tego jaką decyzję podejmiesz zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.-Jordi przytulił mnie,a następnie wyszedł.
Nie wiem co powinnam zrobić. Nie wiem czy warto zaryzykować. W tym momencie chyba nic nie wiem. Niczego nie jestem pewna,chociaż wiem jedno. Cały czas o Nim myślę,a to oznacza ,iż nie pogodziłam się z jego odejściem. Po kilkunastu minutach wybiegłam z domu i pobiegłam w stronę domu Fabregasa z myślą,że może nie wszystko jeszcze stracone. Zapukałam do drzwi,ale nikt ich nie otwierał. Czekałam pół godziny i udałam się do domu. Podjęłam decyzję zbyt późno . Zbyt późno zdałam sobie sprawę ,że kocham Cesca. Gdy już próbujemy wziąć sprawy w swoje ręce zazwyczaj nic nam nie wychodzi. Z moich oczu popłynęły łzy. Miałam już dość udawania ,że nie zależy mi na Fabregasie. Chciałabym wszystko jeszcze odwrócić,cofnąć czas. Po chwili do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam i zobaczyłam byłego zawodnika Arsenalu.
-Cesc dlaczego nie jesteś w Londynie?-spojrzałam ku niemu
-Mer wiem ,że byłaś u mnie. Nie potrafiłem wyjechać.-Cesc pogładził mój policzek
-Przepraszam. Chciałam żyć bez Ciebie. Próbowałam Cię nie kochać.Próbowałam Cię nie potrzebować,ale nie potrafię.Zostań w Barcelonie. Kocham Cię Cesc. -spojrzałam w Jego oczy
-Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie wyobrażam sobie tego,że miałoby Cię zabraknąć obok mnie. Tak bardzo Cię kocham Mer. Nie wiem co przyniosą Nam kolejne dni,ale wiem,że gdy będziemy razem nic złego się nie stanie. -Cesc pocałował mnie w czoło
Nie wiem jak potoczy się nasze życie,ale wiem,że wreszcie mamy szansę na to,aby je ułożyć. Oboje popełniliśmy błędy,które oddaliły nas od siebie,ale może warto spróbować po raz drugi. Może dzięki tej szansie będziemy szczęśliwi?Może ta jedna decyzja odwróci nasze życie do góry nogami? Razem z Cesciem mamy nadzieję,że tym razem wszystko wyjdzie po naszej myśli. Czasem warto podjąć ryzyko,bo może właśnie tym razem będzie ono podjęte właściwie? Nadzieja pozwala mi dalej tkwić w przekonaniu,iż prawdziwa miłość się nie kończy.Ona pomimo upadku zostaje i czasem pozwala na to,aby całkowicie ją odbudować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Opowiadanie dobiegło końca. Nie wiedziałam jak zakończyć to opowiadanie,ale postanowiłam dać im szansę. Właśnie tym opowiadaniem chciałam wyrazić to,że nigdy nie należy skreślać człowieka.Zawsze należy dać mu szansę ,bo przecież każdemu zdarzają się błędy. Mam nadzieję,że w jakimś stopniu udało mi się zrealizować to przesłanie.
Chciałabym bardzo mocno podziękować za to,że czytałyście opowiadanie i dodawałyście mi otuchy. Nie wiem czy byłabym w stanie dokończyć to opowiadanie bez Waszych opinii,które na prawdę podtrzymywały mnie na duchu. To właśnie Wy dałyście mi ogromne wsparcie. Wsparcie,którego zupełnie się nie spodziewałam. Zakładając bloga nawet nie marzyłam o tym,że będziecie go czytać i pozostawiać tak wiele komentarzy. Jesteście po prostu niesamowite. Dziękuję ,dziękuję,dziękuję.
Może za jakiś czas zacznę kolejne opowiadanie ,chociaż nie obiecuję. Mam kilka pomysłów i może któryś z nich uda mi się rozwinąć.
Jeszcze raz ogromnie dziękuję za Waszą obecność i wsparcie .
Buziaki
piątek, 8 marca 2013
rozdział 5
Ktoś powiedział kiedyś,iż walka jest wpisana w naszą egzystencję,ale czy na pewno ? Rywalizujemy już od najmłodszych lat,ale tak na prawdę niewielu osobom ta ciągła walka się podoba.Walczymy z innymi o wszystko i to dosłownie,nieważne czy jest to rzecz czy bliska nam osoba.Nawet wtedy,gdy powinniśmy się wycofać,nie robimy tego- walczymy dalej . Rywalizujemy z innymi m.in po to,aby zrealizować swoje marzenia,ale czy na prawdę warto? Czy czasem po prostu nie lepiej się poddać ? Czy warto walczyć o teoretycznie przegrane już sprawy? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania,pomimo tego,iż na prawdę chciałabym. Wiem,że walka wpisana jest w naturę niektórych ludzi,jedną z takich właśnie osób okazał się być Fabregas. On zawsze walczył i dziwne w tym wszystkim jest to,że zawsze wygrywał. Powtarzałam każdemu,że zawsze należy walczyć ,a sama wolałam się poddawać. W dalszym ciągu się poddaję. Wracając do Barcelony postanowiłam,iż nie pozwolę Cescowi zbliżyć się do siebie,ale prawda jest taka,że po raz kolejny powoli zaczynałam Mu ulegać. Nie wiem czy jestem gotowa na "nasz powrót". Jest tak wiele pytań ,na które nie potrafię odpowiedzieć,ale przecież nie ma ludzi wszechwiedzących ,prawda?
Po kilku dniach spędzonych w domku Shak i Geriego postanowiliśmy wrócić do Barcelony. Cały tydzień spędziliśmy na przygotowywaniu drużyny do meczu z ich odwiecznym rywalem -Realem Madryt.Gdy nadszedł dzień,w którym na boisku miały spotkać się drużyny w FC Barcelonie już od rana panował spokój i skupienie,które na prawdę rzadko spotkać można w tej drużynie . Mecz zakończył się przegraną Barcelony. Wchodząc do szatni na prawdę nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć piłkarzom. Wiedziałam,że bardzo chcieli wygrać,ale niestety nie udało się osiągnąć celu.
- Wiem jak bardzo boli Was ta porażka,ale każdemu zdarzają się pomyłki. Wszyscy popełniamy błędy ,przecież nikt nie jest nieomylny. Nie możecie załamywać się jednym przegranym meczem,to nic nie zmienia,w dalszym ciągu jesteście najlepsi.-usiadłam na jednej z ławek spoglądając na zawodników
- Ty nigdy tego nie zrozumiesz. Nie wiesz jak to jest przegrać w tak ważnym meczu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to jest ,gdy zawiedzie się kibiców. Oni na Nas liczyli,a my tak po prostu przegraliśmy. -odparł Gerard .
-Gdybyście potrzebowali rozmowy jestem u siebie. Zostawię Was samych ,bo dzisiaj na pewno nic tutaj nie zdziałam.-wzruszyłam ramionami i udałam się do gabinetu.
Po kilku godzinach postanowiłam pójść do domu. Byłam zmęczona tym dniem i położyłam się spać. W środku nocy zadzwoniła do mnie Isabel,która oznajmiła mi,iż właśnie jedzie do szpitala. Poprosiła również,abym zaraz się w nim zjawiła. Po chwili przebrałam się i pojechałam do szpitala. W poczekalni dostrzegłam zdenerwowanego Gerarda oraz Fabregasa.
-Meredith wreszcie przyjechałaś. Wszystko z Nimi musi być ok,prawda? A co jeśli coś się tam stało?-Pique zaczął okropnie panikować
-Gerard uspokój się. Z Shak i dzieckiem na pewno jest dobrze,a poza tym poród może trwać bardzo długo. Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze. -uśmiechnęłam się do niego
Po chwili w poczekalni można było dostrzec zbliżającego się ku nam lekarza.
-Dzień Dobry Panie Gerardzie. Zarówno Shakira jak i wasz synek czują się świetnie . Może Pan już do nich pójść.-oznajmił lekarz
Pique błyskawicznie udał się do sali Shak. Razem z Cesciem stwierdziliśmy,że damy trochę czasu młodym rodzicom na pobycie z malutkim Milanem.
-Mer jutro przyjeżdża Lea.Pomożesz mi ?-Fabregas spojrzał ku mnie z szerokim uśmiechem na twarzy
-Przecież już wcześniej Ci to obiecałam Cesc.-wzruszyłam ramionami
-Chciałbym,aby nasze życie ułożyło się tak jak u Gerarda i Isabel. -piłkarz spojrzał ku mnie
-Po prostu nie było to nam przeznaczone. Możemy pójść już zobaczyć Milana?-uśmiechnęłam się delikatnie i skierowałam się w stronę sali
Po chwili weszliśmy do pomieszczenia,w którym przebywała obecnie chyba najszczęśliwsza para na świecie wraz z ich małym szczęściem.
-Hej Shak. Jak się czujesz?-zapytałam,a następnie usiadłam obok niej
-Wcale nie jest źle .Wiesz,spodziewałam się czegoś gorszego.Chciałabyś potrzymać Milana?-odparła Kolumbijka
-Jasne,że tak.-uśmiechnęłam się i delikatnie wzięłam na ręcę malutkiego chłopczyka,który był po prostu śliczny
-Mer mamy do Ciebie pytanie. Chcieliśmy zapytać o to kilka miesięcy temu,ale nie byliśmy pewni,czy wrócisz jeszcze do Hiszpanii. Teraz wiemy,że na pewno szybko nie wyjedziesz. Chciałabyś zostać matką chrzestną Milana?-spytał Gerard
-Jestem totalnie zaskoczona. Oczywiście,że chciałabym być chrzestną .-uśmiechnęłam się do nich
-Ty i Cesc z pewnością będziecie świetnymi rodzicami chrzestnymi.-Isabel spojrzała ku mnie
-Już nie mogę się doczekać ,gdy będę grał z Milanem w piłkę i zabierał go na różne mecze.-odparł Fabregas
- Tylko pamiętaj ,że to ja jestem jego tatą .Kiedyś będziesz miał swoje dzieci.-zaśmiał się Gerard
-Będę już się zbierać. Shak odpoczywaj ,a Ty Gerard masz się nią dobrze opiekować. Jutro do Was wpadnę.-pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam
Będąc już w domu usłyszałam dzwoniący telefon,odebrałam i usłyszałam głos Jordiego.
-Cześć ,Meredith. Chciałabyś może dzisiaj wpaść na imprezę? Będzie chyba połowa drużyny z dziewczynami. -oznajmił Alba
- Właściwie to nie mam dzisiaj planów,więc przyjdę. -odparłam
-O 19 u mnie. Do zobaczenia. -piłkarz pożegnał się ,a następnie rozłączył
Około 18 usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Cesca.Nie wiedziałam dlaczego tutaj przyszedł.
-Alba powiedział ,że przyjdziesz na imprezę ,więc postanowiłem po Ciebie przyjechać. Ubieraj się,a ja poczekam w samochodzie.-Hiszpan spojrzał ku mnie oczekując mojej odpowiedzi
-Skoro już przyjechałeś to chyba nie będziesz czekał całej godziny w samochodzie. Proszę wejdź.Możesz się rozgościć,a ja pójdę się przygotować.-uśmiechnęłam się delikatnie
Gdy po jakiś 45 minutach byłam gotowa skierowałam się do salonu,w którym przebywał piłkarz.
-Możemy już jechać.-oznajmiłam
- Świetnie wyglądasz.-Fabregas uśmiechnął się łobuzersko
-Dziękuję. Chodźmy,bo zaraz się spóźnimy.-złapałam Go za rękę i pociągnęłam w stronę samochodu
Droga zajęła nam jakieś 10 minut. Drzwi otworzył nam Jordi,który wyraźnie zaskoczony był faktem,iż przyjechaliśmy razem .
-Wejdźcie,zapraszam. -uśmiechnął się piłkarz
Po jakiejś godzinie w kuchni dostrzegłam siostrę Cesca. Gdy jeszcze byliśmy parą przyjaźniłam się z Carlotą ,lecz niestety po rozstaniu nasz kontakt troszeczkę się urwał. Brakowało mi naszych rozmów,które nieraz poprawiały mi humor.
-Cześć Meredith.-usłyszałam jej głos
-Hej.Strasznie długo Cię nie widziałam. Stęskniłam się .-delikatnie przytuliłam brunetkę
- Mer wyjdziemy na dwór ?-zapytała
-Oczywiście.-odparłam
Wyszłyśmy na taras,usiadłyśmy na ławce ,a po chwili zaczęłyśmy rozmowę.
-Mer wiem,że pewnie nie chcesz powiedzieć mi dlaczego się rozstaliście,ale powiedz mi dlaczego nie dałaś szansy Cescowi na to,aby wszystko Ci wytłumaczył?-Carlota uniosła brwi w oczekiwaniu na odpowiedź
-Chciałam zacząć wszystko od nowa. Zoey powiedziała mi,że Cesc mnie zdradził-uwierzyłam. Tego dnia wróciłam szybciej z pracy i zobaczyłam Go z inną. Już od jakiegoś czasu nic się nam nie układało,a ta zdrada uświadomiła mi,że oboje męczymy się w tym związku. Dopiero niedawno Zoey przyszła do mnie i oznajmiła ,że Cesc wcale z nią nie spał. Gdyby nasze uczucie było mocniejsze może wszystko potoczyłoby się inaczej,ale jak sama widzisz to co do siebie czuliśmy nie wystarczało. Po prostu nie jesteśmy sobie przeznaczeni. -odwróciłam wzrok
-Meredith czy Ty w ogóle słyszysz co mówisz? Chyba sama w to nie wierzysz. Gdy byliście razem byliście najbardziej pasującą do siebie parą jaką kiedykolwiek znałam. Po waszym rozstaniu Cesc nie mógł się pozbierać.Zawsze byłaś obecna we wszystkim co robił. Mer musicie spróbować jeszcze raz ,przecież widać gołym okiem,że się kochacie. Nie zmarnujcie tego co Was łączy. -Hiszpanka spojrzała ku mnie
-Myślisz,że to wszystko jest takie łatwe? Cały czas myślę o tym,że gdyby nie to nasze nieporozumienie moglibyśmy teraz być rodzicami. Gdy jestem z Cesciem cały czas myślę o naszym dziecku,które nie urodziło się dlatego,że nie potrafiliśmy się dogadać. Trudno jest żyć z tak ogromnymi wyrzutami sumienia.-po moim policzku spłynęła łza
- Poradzicie sobie z tym. Cesc też nie może się pogodzić z tym,że nie macie dziecka. On cały czas obwinia się ,że to przez Niego miałaś wypadek.Mer obiecaj mi,że przynajmniej spróbujecie odbudować waszą miłość,proszę .-Carlota po raz kolejny spojrzała ku mnie
-Chciałabym Ci to obiecać,ale niestety nie mogę. Nie wiem czy jesteśmy gotowi na powrót do tamtego życia. -odparłam,a następnie udałam się do salonu
Pożegnałam się ze wszystkimi i wróciłam do domu. Po raz kolejny usłyszałam dzwonek do drzwi i po raz drugi był to Cesc.
-Meredith proszę wysłuchaj mnie uważnie.Próbowałem zmienić to wszystko . Próbowałem udowodnić Ci,że możemy wszystko naprawić. Próbowałem walczyć. Próbowałem Cię nie tracić. Teraz wiem,że zbyt mocno Cię zraniłem. Chcę ,abyś była szczęśliwa. Niekoniecznie ze mną,ale pamiętaj,że zawsze będę Cię kochał. Daję Ci szansę na ułożenie sobie życia beze mnie. Jestem pewien ,że Ci się uda.W przyszłym tygodniu wracam do Londynu. Chciałbym,abyś wreszcie była szczęśliwa. -w oczach Cesca mogłam zauważyć łzy
Chciałam coś powiedzieć,ale nie potrafiłam. Nie spodziewałam się tego. Patrzyłam w jego oczy i po chwili poczułam pocałunek na moich wargach. Gdy Cesc wyszedł zaczęłam po prostu płakać.
Popełniamy wiele błędów. Pozwalamy odejść tak bardzo ważnym dla nas osobom,pomimo tego ,że czasem mamy możliwość na zatrzymanie jej. Nie potrafimy wypowiedzieć tych kilku słów. Słów,które zmieniłyby dosłownie wszystko. Chcemy otrzymywać wiele szans od losu,ale czy powinniśmy je dostawać? Przecież i tak prawie nikt ich nie wykorzystuje. A może tym razem to my będziemy tymi osobami,które dadzą drugą szansę? Pozwolić komuś odejść czy walczyć o kogoś tak mocno jak ten ktoś walczył kiedyś o nas ? Decyzja należy tylko i wyłącznie do nas.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po raz kolejny przepraszam za to,że czekałyście na rozdział jakieś 3 tygodnie. Brak czasu i brak weny to jakaś masakra. Dziękuję za to,że komentujecie i odwiedzacie tego bloga. W najbliższym czasie postaram się dodać epilog. Buziaki ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)